Najważniejsze, to nie bać się zmian
Małgorzata Kryśków: Ola, jak długo studiujesz za granicą i co to za miejsce?
Ola: Od półtora roku przebywam w Maastricht. Jest to miasto położone na południu Holandii, zaraz przy granicy z Belgią i Niemcami.
Takie usytuowanie z pewnością wpływa na ilość obcokrajowców na twoim uniwersytecie.
Jasne. Z tego, co wiem co najmniej 60% studentów na UM (University of Maastricht) jest spoza Holandii. A sam uniwersytet jest nastawiony „internationally”, to znaczy, posiada kapitalne warunki dla obcokrajowców. Nie odczułam praktycznie żadnego stresu związanego z przebywaniem wśród obcego otoczenia. Ludzie na moim kierunku pochodzą z różnych krajów, tworząc ciekawą mieszankę kulturową. Podoba mi się to, bo mam okazję do poznania naprawdę wspaniałych osób z totalnie odmiennych zakątków Europy oraz Świata.
A co z rodowitymi Holendrami?
Holendrzy, jako naród są przemili, otwarci i wszyscy niemalże potrafią porozumieć się w języku angielskim bądź niemieckim. Natomiast co do moich rówieśników… nie do końca podzielam ich dziwne aspiracje, brak dyscypliny i dobrego wychowania (to bardzo zachodnia kultura). Wydaje mi się, że są mniej spontaniczni niż my (obcokrajowcy). Jednak jest to moje subiektywne spojrzenie.
W takim razie, co skłoniło cię do wyjechania na studia do Holandii? Wnioskuję, że raczej nie fascynacja kulturą i obyczajami tego kraju.
Myślę, że oferta samej uczelni, a także jej międzynarodowość. Nie „celowałam” w kraj, bardziej w możliwość studiowania za granicą. Mogłabym być równie dobrze w Niemczech, Danii, Szkocji czy Korei. Poza tym byłam dosyć zmęczona studiami w Polsce i zawsze chciałam wyjechać. O uniwersytecie w Maastricht dowiedziałam się zupełnym przypadkiem, od koleżanki z Krakowa, która dostała ulotkę UM na targach edukacyjnych.
Jakie były kryteria dostania się na twój kierunek? Polska matura wystarczyła?
Wystarczyła. Oprócz tego jeszcze znajomość angielskiego. Studia na zachodzie są płatne, zatem uczelni zależy na studentach. Nie ma limitów miejsc, więc dostać sie jest relatywnie łatwo.
Właśnie i tu się pojawia pytanie, skąd wziąć pieniądze na takie studia, plus jeszcze utrzymanie, wyżywienie itd.?
Na początku jest drogo, ale obecnie od roku utrzymuje sie całkiem sama. To wygląda tak: w momencie, kiedy znajdziesz pracę jako student, w wymiarze 32 godzin/miesiąc, rząd Holandii wypłaca ci ok. 260 euro miesięcznie. Do tego dochodzi grant za niskie zarobki rodziców ( w Polsce nikt nie zarabia dużo w przeliczeniu na euro), wiec dostaję 500 euro od państwa plus około 200 za pracę z tytułu wynagrodzenia. Za mieszkanie z rachunkami płacę 300 euro. Zatem spokojnie wystarcza mi na normalne, zwyczajne, fajne życie. A oprócz tego, przysługuje mi darmowy transport pociągami , autobusami ,tramwajami itp. na terenie całej Holandii
Faktycznie, państwo całkiem przyjazne studentom. A jak wygląda system nauczania? Mocno różni od polskiego?
Mocno. Bardzo mocno. Zwłaszcza na Maastricht University, gdzie wprowadzono system PBL- Problem Based Learning. Zajęcia odbywają się w małych grupach i korzystamy z najnowszych naukowych źródeł. Nacisk kładziony jest przede wszystkim na indywidualny wkład oraz pracę. Nie mamy czegoś takiego jak sesja. Zamiast tego co 2-3 miesiące jest egzamin z określonego „modułu”, który opracowaliśmy.
Co z wykładowcami, inaczej traktują obcojęzycznych uczniów?
Wykładowcy są pracownikami, którym my poniekąd płacimy. Są z zasady, przemili, pomocni i traktują studentów indywidualnie, czego mi brakowało w Polsce. Uczelnia dba o każdego z osobna, pomaga jak może, tzn. jest ktoś komu można napisać maila z prośbą o pomoc, albo pójść do biura i porozmawiać. Zawsze są jakieś sposoby, żeby sie wygrzebać z ciężkich sytuacji.
Planujesz zostać w Maastricht na stałe?
Nie. Mam zamiar skończyć pomyślnie studia, pozwiedzać trochę świata i osiedlić sie gdzieś, prawdopodobnie poza Holandią.
Czy są w ogóle jakieś minusy takiego wyjazdu?
Są, jak zawsze. Przede wszystkim separacja od kraju i rodziny. Niektóre kontakty się naturalnie urywają. I zawsze jest się „nie u siebie”.
Ale nie cofnęłabyś decyzji?
Nie. Nigdy w życiu! Dobrze mi tu. Studiując w Krakowie też byłam daleko od domu. Najważniejsze to nie bać się zmian.